
Chociaż najbliższe spotkanie Iga Świątek rozegra już dziś, to rozmawiając z dziennikarzami obecnymi na Roland Garros nie spotkałem się ze stwierdzeniem, że Polkę czeka wymagający mecz. Wszyscy przewidują bezproblemowe zwycięstwo i znacznie więcej uwagi poświęcają jej kolejnej rywalce. Całkiem słusznie, bo od początku turnieju mówiło się, że to czwarta runda będzie dla Świątek największym wyzwaniem nie tylko w Paryżu, ale może nawet w całym sezonie.
Zacznijmy od początku. Świątek przyleciała do Paryża ponad tydzień wcześniej, co jak sama przyznała, było dla niej nowością. Nigdy wcześniej tego nie robiła, ale i okoliczności są inne niż dotychczas. Po raz pierwszy od kilku lat Iga przylatywała do stolicy Francji nie jako murowana faworytka, ale co najwyżej jako jedna z kilku najpoważniejszych kandydatek do finału. A i taka opinia w wielu przypadkach była podyktowana raczej pamięcią o dominacji z poprzednich lat niż aktualną dyspozycją.
W pierwszej rundzie poza dwoma gemami na początku drugiego seta Świątek nie dała Rebecce Sramkovej żadnych szans. Zwycięstwo nad 42. w rankingu WTA Słowaczką nie dawało odpowiedzi na pytania, które w ostatnich tygodniach zadawali sobie wszyscy: czy w swoim ukochanym Paryżu Świątek wejdzie na wysoki poziom, a przede wszystkim, czy odzyska pewność w swojej grze?


