Co za powrót Igi Świątek! A było już 1:4. Wielka bitwa z gwiazdą
Co za powrót Igi Świątek! A było już 1:4. Wielka bitwa z gwiazdą

Ależ to było zwycięstwo Igi Świątek! Gdy wydawało się, że Polka przegra pierwszego seta, weszła na absolutnie kosmiczny poziom i pokazała Wiktorii Azarence “gdzie raki zimują”. Wygrana 6:4, 6:4 mówi sama za siebie, ale nie wynik jest tu najważniejszy, a przebieg meczu i forma Polki w decydujących momentach.
Po krótkiej przerwie najlepsza polska tenisistka wróciła do rywalizacji i rozpoczęła swój pierwszy mecz na trawie w tym sezonie. Wiadomo było, że drugiej rundzie turnieju WTA 500 w Bad Homburgu jej rywalką będzie doświadczona Wiktoria Azarenka – była liderka światowego rankingu i dwukrotna mistrzyni Australian Open. To jednak Polkę uważano za faworytkę tego starcia, mimo ostatniej gorszej formy.
Świątek — jeszcze niedawno liderka rankingu WTA, potem wiceliderka zestawienia, ostatnie spadła aż na ósmą lokatę. Jej rywalka, choć sklasyfikowana poza TOP100, wciąż mogła jednak budzić respekt. I to pomimo faktu, że najlepsza polska zawodniczka wygrała z nią cztery na pięć dotychczasowych meczów.
Początek meczu był wyjątkowo wymagający dla Świątek. Już od pierwszych piłek było widać, że Białorusinka jest dobrze przygotowana i nie zamierza oddawać inicjatywy. Choć Świątek imponowała momentami pracą nóg i posyłała asy serwisowe, to jednak nie ustrzegła się błędów, szczególnie w forhendzie i przy returnach. Azarenka z kolei grała odważnie i konsekwentnie, co przyniosło efekt – to ona jako pierwsza przełamała Polkę, obejmując prowadzenie 3:1. Białorusinka poszła za ciosem i po własnym serwisie prowadziła już 4:1 po 20 minutach gry. W grze Świątek nie było polotu i finezji, z jaką niedawno potrafiła ogrywać rywalki.
Pocieszające było to, że kolejnego gema przy własnym podaniu Świątek wygrała do zera. To był ważny moment meczu. Polka później przełamała rywalkę, nie oddając jej ani jednej piłki, a za moment już był remis 4:4. Azarenka nie zdobyła punktu przez trzy kolejne gemy! Zaraz potem było drugie przełamanie. Białorusinka broniła się jak mogła, ale nie dała rady.



